piątek, 18 października 2013

przegląd prasy

Gazeta Wyborcza 27.09.2013

Najsłynniejszy w ostatnich latach w Krakowie skok ze spadochronem ze "Szkieletora" był legalny. Sąd uniewinnił parę skoczków, którzy go dokonali, bo wbrew prokuraturze nie trzeba mieć na skakanie zgody.

- Dla moich klientów ta cała sprawa była traumatycznym przeżyciem. To nie są przecież przestępcy, ale młodzi ludzie, którzy realizują swoje hobby. Dla nich sam fakt oskarżenia, postawienia przed sądem był szokiem - mówi adwokat Ryszard Kramkowski, obrońca pary skoczków. Zeszłoroczny skok z krakowskiego wieżowca okupili kilkunastomiesięcznym śledztwem, przesłuchaniami na policji, w końcu procesem sądowym. A sprawa oparła się o najpoważniejsze instytucje zajmujące się żeglugą powietrzną.

Michał i Anna uprawiają BASE jumping. To skoki ze spadochronem ze wszystkiego, co stoi: budynków, nadajników telekomunikacyjnych, mostów czy nawet skał. To ryzykowny sport, bo na otwarcie spadochronu jest mało czasu - skoki odbywają się przeważnie z wysokości od 50 do 300 m. Stąd wypadki, czasem śmiertelne, nie są rzadkością.

Michał i Anna mieli już doświadczenie w BASE jumpingu. W ich kanale w serwisie YouTube można było znaleźć nagrania ze skoków w innych miastach, m.in. Wrocławiu czy Opolu. W listopadzie zeszłego roku wspięli się na krakowskiego "Szkieletora". Ich skok z niedokończonego byłego biurowca NOT zrobił prawdziwą furorę w sieci. Nagranie dokumentujące wyczyn obejrzały w serwisie YouTube dziesiątki tysięcy internautów. "Wreszcie szkieletor się przydał do czegoś poza wywieszaniem reklam" - żartował jeden z nich. Inny dodał: "Szacunek za odwagę, ja bym się bał".

Wcześniej z warszawskiego hotelu Marriott (2008 r.) skakał Felix Baumgartner, ale to dwójkę Polaków ryzykowna pasja zawiodła przed oblicze prokuratora. Policję zawiadomiła bowiem ochrona strzegąca terenu wokół nieukończonego dawnego wieżowca NOT. - Skok odbył się bez naszej zgody. Tego typu wybryki stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa zarówno skoczków, jak i przypadkowych ludzi - komentował wówczas Adam Mikuliński z firmy Treimorfa, właściciela budynku.

Co prawda skoczkowie zdołali po skoku opuścić teren, ale policja dotarła do nich po jakimś czasie dzięki... nagraniu z YouTube. I wtedy z zabawy zrobiła się poważna sprawa, bo prokuratura zaczęła normalne dochodzenie. Skoczkowie zostali przesłuchani na policji, potem postawiono im zarzuty złamania prawa, na koniec prokuratura skierowała do sądu przeciwko obojgu akt oskarżenia, uznając, że naruszyli przepisy dotyczące... ruchu lotniczego. Według śledczych bowiem oboje "wykonali lot przy użyciu statku powietrznego, nie mając na to zgody".

Skoczkowie byli zszokowani oskarżeniem. Jak tłumaczyli potem w sądzie, nie sądzili, że cała sprawa zajdzie aż tak daleko, bo wszystko zostało wykonane bezpiecznie, przed skokiem sprawdzili, czy nikomu nie zagrożą. - Dla mnie sformułowane przez prokuraturę oskarżenie od samego początku było na wyrost. Zapisy prawa lotniczego mają bowiem regulować bezpieczeństwo ruchu lotniczego. A jak skok ze "Szkieletora" mógł mu zaszkodzić? - zżyma się obrońca obojga skoczków.

"Czy skakanie BASE jest nielegalne? NIE! Prawdopodobnie nie ma na świecie kraju, w którym tego typu skoki są prawnie zabronione. Owszem, istnieją miejsca, gdzie nie wolno tego robić, jak na przykład w parkach narodowych, ale ten zakaz dotyczy wtedy także innych dyscyplin, jak paragliding czy wspinaczka" - przekonują autorzy "Polish BASE Revolution", polskiej strony poświęconej temu ekstremalnemu rodzajowi sportu.

Krakowski sąd, by odpowiedzieć na pytanie, czy ze "Szkieletora" można było legalnie skoczyć, zapytał o to najpoważniejsze instytucje zajmujące się organizacją i bezpieczeństwem ruchu powietrznego, m.in. Urząd Lotnictwa Cywilnego i Polską Agencję Żeglugi Powietrznej. - Okazało się, że zgoda jest potrzebna jedynie w przypadku skoku ze spadochronem z samolotu, ale nie w sytuacji, gdy jest on wykonywany z obiektu naziemnego - tłumaczy sędzia Beata Górszczyk, rzeczniczka krakowskiego sądu. Co więcej, ULC potwierdza, że kwestia skoku z budynku ze spadochronem w ogóle nie jest regulowana przez prawo lotnicze. Polska Agencja Żeglugi Powietrznej odpowiedziała, że ewentualnie mógłby budzić wątpliwości, gdyby miał miejsce w rejonie lotniska. - Ale w tym przypadku do lotniska było co najmniej kilkanaście kilometrów - uzasadnia powody uniewinnienia pary skoczków sędzia Górszczyk.

Mecenas Kramkowski unika odpowiedzi, czy wyrok krakowskiego sądu może mieć przełomowe znaczenie dla środowiska BASE jumpingu. Jak mówi, woli poczekać, aż rozstrzygnięcie uprawomocni się. Sędzia Beata Górszczyk zastrzega jednak, że nie ma mowy o wolnej amerykance. - Jeżeli ktoś wpadnie na pomysł, by skoczyć z budynku w ruchliwym miejscu, i wyląduje na chodniku między ludźmi, może usłyszeć zarzut narażenia innych osób na niebezpieczeństwo utraty zdrowia - ostrzega.

Michał na rozprawie przyznał, że od tamtej pory w Polsce już nie skacze. Pasję, jak tłumaczył w sądzie, bez przeszkód realizuje za granicą. Tymczasem krakowska prokuratura wystąpiła o pisemne uzasadnienie wyroku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz