Dziennik Polski 6.05.2013
Bez obrzydzenia patrzę na wielkie klepisko w centrum miasta - parking naprzeciwko głównego budynku Politechniki Krakowskiej. Przyglądam się temu miejscu z podziwem dla oddolnej inicjatywy kierowców, którzy w zorganizowany (zupełnie nieformalnie) sposób wykorzystują zaniedbaną parcelę.
Samochodziarze radzą sobie bez pana parkingowego, bez linii do oddzielania poszczególnych miejsc postojowych, bez znaków zakazujących czy ostrzegających. Członkowie zmotoryzowanej społeczności potrafią dzielić się przestrzenią. A może jest w ludziach potrzeba terenu plugawego i bezpańskiego, bo za korzystanie z posprzątanej i oswojonej okolicy trzeba zapłacić jej gospodarzowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz