poniedziałek, 7 stycznia 2013

przegląg prasy


Gazeta Krakowska 7.01.2013

Od weekendu w Muzeum Armii Krajowej przy ul. Wita Stwosza można postrzelać do czołgów i zobaczyć kolekcję 150 sztuk broni. Otwarta 27 września ubiegłego roku ekspozycja wzbogaciła się właśnie o nowe atrakcje. Było to możliwe dzięki oszczędzeniu 800 tys. zł w trakcie modernizacji budynku.

Pierwsze piętro muzeum przestało już świecić pustkami. Pojawiły się tunele strzeleckie, w których za pomocą dwóch replik polskich karabinów przeciwpancernych "Ur" z września 1939 roku zwiedzający mogą spróbować zniszczyć jadące w nich czołgi. - Nasi goście mogą teraz wcielić się w obrońców ojczyzny i w pewnym stopniu poczuć jak to było zmagać się z przeważającymi siłami wroga - mówi Adam Rąpalski, dyrektor Muzeum AK.

Walczyć możemy z sowieckim czołgiem T-28, wyjeżdżającym na nas wprost z płonącej wioski lub z niemieckim Panzerkampfwagen IV szarżującym z lasu. Oba wyświetlane są na ekranach. Do pierwszego mierzymy leżąc, do drugiego klęcząc. Wrogie maszyny szybko się zbliżają, strzelając do nas z pokładowego karabinu i działa. Wtedy trzęsie się specjalna mata, na której się znajdujemy. Ponadto ogłuszają nas wybuchy.

Musimy się spieszyć i dobrze mierzyć. Karabin ma cztery naboje. Później trzeba go przeładować. Jeśli wykażemy się refleksem, zniszczony czołg się zatrzyma, jeśli nie - zostaniemy... rozjechani. - Dobrze, że jakaś interaktywna rozrywka pojawiła się w muzeum. Myślę, że to będzie hit wśród dzieci i młodzieży - mówi Michał Wrzos, spotkany przez nas zwiedzający.
Pracownicy muzeum tłumaczą, dlaczego do multimedialnej zabawy wybrano właśnie karabin "Ur".

- Był sporym osiągnięciem polskiej techniki. Potrafił przebić pancerz lub uderzyć w niego z taką siłą, że wewnętrzne elementy czołgu odpadały i raniły załogę - mówi Piotr Makuła, ekspert od spraw broni w muzeum. - Niestety, do września 1939 Polacy zdążyli wyprodukować tylko około 1500 sztuk tej broni. Co więcej, gdy wybuchła wojna, wiele karabinów nie dotarło z magazynów na front.
Drugą nowością w muzuem jest wystawa 150 sztuk broni. - To dar przekazany nam z Kanady przez śp. Stanisława Wcisłę, żołnierza AK. Część broni wykorzystaliśmy na głównej wystawie, a resztę pokazujemy od teraz w 14 gablotach - mówi dyrektor Rąpalski. To broń nie tylko niemiecka, polska, czy rosyjska, ale również wyprodukowana m.in. w Brazylii, Chinach, Peru, a nawet w Syrii. Zarówno przed II wojną światową, w jej trakcie, jak i po jej zakończeniu.

Niektóre egzemplarze mają niesamowitą historię. W kolekcji znajduje się niemiecki karabin mauser, który w czasie II wojny światowej zdobyli sowieci. Po wojnie leżał w rosyjskich magazynach, aż wysłano go do Wietnamu wspomagając armię komunistycznego Vietcongu. Tam z kolei zdobył go amerykański żołnierz i zabrał do USA, skąd z kolei wykupił go Stanisław Wcisło.
Polski konsulat w Kanadzie chce teraz sponsorować wydanie katalogu wystawy broni w muzeum AK. Darczyńca pracował po wojnie w kanadyjskim ministerstwie spraw zagranicznych jako wybitny prawnik.

Dodatkiem są ponadto gabloty z największą w Polsce kolekcją guzików od mundurów. Pozostała powierzchnia piętra będzie służyć jako miejsce dla wystaw czasowych. Równocześnie pracownicy muzeum ciągle wzbogacają główną ekspozycję w podziemiach i na parterze. Eliminują też usterki. Tam zwiedzający, poza bronią i pamiątkami, mogą zobaczyć niemiecką rakietę V-2, polski czołg Vickers i kadłub angielskiego samolotu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz