Panie sprzedające bilety PKP na połączenia krajowe nie znają nawet kilku słów po angielsku. - Przez kilka minut obserwowałem zmagania turysty, którego kasjerka nie potrafiła obsłużyć - opowiada krakowianin Jakub Kałużny. - Dopiero pomoc ludzi z kolejki umożliwiła cudzoziemcowi zakup biletu.
Reporterka "GK" podchodzi do kasy PKP w przejściu podziemnym. Gdy zaczyna mówić po angielsku, kasjerka z popłochem patrzy na nią, mówiąc tylko: "ten" czyli dziesięć. Jak się okazuje potem, to numer kasy międzynarodowej. Potem pyta koleżankę, jak jest "dworzec główny" po angielsku i mamrocze coś pod nosem. W kasie w głównym budynku Dworca PKP nie jest lepiej. Pani w ogóle nie zna angielskiego. Podaje tylko ulotkę napisaną po polsku z godzinami wyjazdu pociągów, mówiąc: "Not speak english".
A za rok mamy organizować wielką międzynarodową imprezę sportową. Będzie obciach na całego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz